„Mówimy: „wolny jak ptak” i niby wszyscy mówimy o tym samy, tylko, że każdy rozumie to inaczej… Dla mnie akurat jest to idealna definicja wolności …”
(P): Agnieszko, pozwól proszę, że przejdę od razu do sedna sprawy. Przeczytałam Twoją najnowszą książkę „Dzisiaj należy do mnie”, trzy razy. I zapewne jeszcze kilka razy do niej powrócę. Absolutnie nie zdradzając fabuły, jestem zafascynowana wplecionym przez Ciebie w historię bohaterki oraz poszczególnych postaci wątkiem, jakim jest pragnienie wolności, walka o wolność, dojrzewanie do niej, uświadamiania sobie jej konsekwencji. Stąd od razu moje pytanie – jaka jest Twoja definicja „wolności”?
(A)Wolność to ciekawe słowo, na dodatek często interpretowane subiektywnie, w zależności od tego, czego w danym momencie potrzebujemy. Słownik PWN opisuje wolność jako „sytuację braku zewnętrznego przymusu”. Nie do końca zgadzam się z tą definicją, uważam bowiem, że pewien poziom zewnętrznego przymusu towarzyszy nam od urodzenia. Ten przymus raz większy, raz mniejszy, ale po prostu jest, na każdym etapie życia. Nikt z nas przecież nie wybiera daty ani miejsca urodzenia, czy rodziców. Rodzimy się z określonymi cechami fizycznymi i konkretną pulą genów i są to nasze ustawienia fabryczne. Przymus, z którym od tej pory musimy się zmierzyć. Do tego dochodzą przymusy zewnętrzne, typu przepisy prawne, obowiązkowe szczepienia czy obowiązek szkolny, z którymi musimy się zmierzyć, bo nasze decyzje zawsze związane są z wyborem pomiędzy zaakceptowaniem konkretnych reguł gry albo konsekwencji ich nieprzestrzegania. Jeśli chcemy prowadzić samochód – musimy zaakceptować przepisy ruchu drogowego. Gdy wybieramy pracę w konkretnej korporacji musimy podpisać umowę i w ten sposób zaakceptować jej wewnętrzne regulacje. Nie zawsze mamy możliwość wybrania wyłącznie tego, co nam pasuje, np. teoretycznie zgadzam się na ograniczenie 50 km/h w terenie zabudowanym, ale gdy JA się spieszę, ten przepis mnie nie obowiązuje… Związek małżeński również zawieramy go „świadomi praw i obowiązków”, lecz jakże często okazuje się później, że każde z małżonków zupełnie inaczej rozumiało swoje prawa, a inaczej obowiązki… Dlatego moja prywatna definicja wolności jest nieco inna. Wynika ze zrozumienia warunków, w jakich żyjemy oraz z poszanowania granic – tych własnych i tych cudzych. Każdy z nas ma bowiem swoją własną, osobistą „klauzulę sumienia”, która zależy od wielu czynników, w tym m.in. od tego, jak zostaliśmy wychowani, jakich wyborów dokonaliśmy w życiu, a także z naszych cech charakteru. Niektórzy z nas nie mają problemu z podporządkowaniem się i wykonywaniem rozkazów, z kolei inni zawsze będą potrzebowali uzasadnienia. I to również na wpływ na to, jak rozumiemy wolność. Mówimy: „wolny jak ptak” i niby wszyscy mówimy o tym samy, tylko, że każdy rozumie to inaczej… Dla mnie akurat jes to idealna definicja wolności, z jej wszystkimi ograniczeniami, bo ptak jest wolny, ale zawsze i wyłącznie jako ptak! Może robić co chce i latać gdzie chce, ale zawsze w granicach, które wyznacza mu jego gatunek i cechy osobnicze. Nie zmieni tego, że aby mieć dzieci musi wysiadywać jaja, ani nie poleci wyżej niż pozwala mu na to jego budowa ciała. Niektóre ptaki w ogóle nie latają, a i tak je uwielbiamy na przykład takie Pingwiny z Madagaskaru ? My, ludzie, mamy na szczęście większe możliwości niż ptaki, jednak warto pamiętać, że dla nas również wolność nie oznacza nieograniczonego i dowolnego wyboru. Jako gatunek, lubimy sięgać po więcej i przekraczać nasze naturalne granice, ale warto wiedzieć dlaczego i po co to robimy. Czy po to, żeby coś komuś pokazać, pochwalić się, wzbudzić uczucie zazdrości? Czy dlatego, że naprawdę tego chcemy, bo to jest dla nas ważne? Oczywiście, że mogę wejść nago na Mount Everest i dzięki temu zostać sławna (a wtedy wszystkie moje książki te napisane, i te jeszcze nie sprzedadzą się w kilka minut), lecz jeśli zrobię to wyłącznie dla sławy – nadal nie będę wolna. Dla mnie wolność oznacza, że chcę i wybieram to, co jest dla mnie jest ważne. A potem nie daję sobie tego odebrać, a przede wszystkim nie daję sobie wmówić, że powinnam żyć inaczej, że tylko dzięki zrzuceniu ubrania poczuję się naprawdę wolna! Aha, i jeszcze jedne ważny dodatek: wolny człowiek nie uzurpuje sobie prawa do mówienia innym, jak mają żyć. Że tylko żyjąc dokładnie tak, jak on, będą się czuć wolnymi i szczęśliwymi. Ja wierzę, że wolność jest w nas i dlatego nikt nie ma prawa nam mówić, jak MY mamy jej doświadczać.
(P): Agnieszko, w naszej korespondencji, w naszej rozmowie, padło takie stwierdzenie, że „Pisarką jestem z wyboru… wolności właśnie”. Rozwiniesz proszę tę myśl?!
(O): Przez większość mojego zawodowego życia robiłam tak zwaną karierę w bardzo dużym banku i naprawdę o tym marzyłam. Udało mi się – współtworzyłam przepisy rynku kapitałowego, uczestniczyłam w powstawaniu giełdy papierów wartościowych, zasiadałam w radzie nadzorczej KDPW S.A. i w ogóle tworzyłam historię polskiego rynku papierów wartościowych. Uwielbiałam te wyzwania, tworzenie czegoś z niczego, równoczesne uczenie się i przekazywanie wiedzy innym. Jednak lata mijały, nasz rynek się rozwijał i jego uczestnicy również, zmieniając przy tym swój charakter. Aż przyszedł taki moment, gdy rynki i firmy stały się globalne i zaczęły się troszczyć głównie o interesy swoich właścicieli. To, co działo się lokalnie musiało więc zostać podporządkowane tej właśnie hierarchii wartości. Nie podobało mi się to. Przez chwilę nawet się buntowałam, gdyż pewne decyzje nie miały dla mnie sensu, by wreszcie zrozumieć, że tego nie zmienię. Podobnie, jak nic nie poradzę na to, że smartfony i Internet stały się częścią naszego życia. Mój wybór w tym konkretnym temacie był więc ograniczony do dwóch opcji: mogłam zaakceptować to, co się stało i posłusznie wykonywać polecenia z centrali (także te, które z mojego punktu widzenia nie miały sensu), albo mogłam się pożegnać i ruszyć swoją drogą. Inną…To nie była łatwa decyzja. Bardzo trudno jest zostawić to, co się zna i opuścić to, w co inwestowaliśmy latami. Proces był naprawdę trudny i bolesny, szczególnie, że ja nie należę do tych super odważnych osób, które uwielbiają skakać w nieznane. Najtrudniejszy (i przełomowy) był ten moment, gdy już wiedziałam czego nie chcę, ale jeszcze nie miałam pomysłu, co innego mogę i potrafię robić. Myślę, że każdy z nas – wcześniej lub później – stanie przed podobnym dylematem i ważne są wtedy dwie rzeczy: wiara w siebie, że damy sobie radę. Może jeszcze nie wiemy, co zrobimy, ale wierzymy, że nam się uda. A ta druga ważna rzecz to obecność bliskich nam osób, które nas będą wspierać. Ludzi, którzy nas lubią i kochają jako nas, a nie dlatego, że jesteśmy prezesami czy celebrytami. Mnie na szczęście tego nie zabrakło i teraz wiem, że to właśnie dzięki bezwarunkowemu wsparciu moich bliskich, udało mi się okryć to, co że potrafię i chcę pisać książki. Warto też pamiętać, że nie wszystkie nasze marzenia są wieczne; niektóre mają swój termin ważności i sami musimy się nauczyć jak to sprawdzać. My przecież z wiekiem również się zmieniamy i na różnych etapach naszego życia, inne rzeczy są dla nas istotne, dlatego niektóre marzenia po prostu wygasają, żeby powstało w nas miejsce na nowe. Ważne dla nas teraz. Musimy się jedynie nauczyć to dostrzegać! Chyba właśnie to jest dla mnie kwintesencją wolności wyboru – że potrafię dostrzec i wybrać to, co jest dla mnie ważne dzisiaj. Trzeba też pamiętać, że ta wolność ma swoją cenę, konkretną. Po zmianie, jakiej dokonałam odchodząc z banku, szybko przekonałam się kto mnie lubił wyłącznie ze względu na moje ważne stanowisko, a kto przyjaźnił się po prostu z Agnieszką! To nie było przyjemne doświadczenie, ale warto było to zrobić! Choćby dlatego, że teraz wiem na pewno, że zostali przy mnie wyłącznie ci „followersi”, którzy chcą ze mną być, a nie ci, którym byłam do czegoś potrzebna…
(P): Czy zgodzisz się z twierdzeniem, że „Dzisiaj należy do mnie” moglibyśmy ująć w słowach „Wolność należy do mnie”? Czy jako pisarka, która spełniła i spełnia swoje marzenia, czujesz się właśnie wolna?
(O): Tak, czuję się wolna, co nie znaczy, że czasem nie jestem zmuszona do podejmowania decyzji czy działań, na które nie mam ochoty. Jednak zawsze wiem, dlaczego to robię i czemu to służy, a najważniejsze, że w imię swojej wolności, nigdy nie skrzywdzę innych. Smutno mi, gdy słyszę tzw. orędowników wolności, którzy o niej krzyczą w sposób „my way or highway” i nie rozumieją, że ja mogę nie mieć ochoty żyć tak, jak oni. Ja, jeśli jestem do czegoś przekonana, zawsze walczę. Chociaż … nie zawsze z taką samą mocą i siłą. Całkiem niedawno miałam taką sytuację, że tuż przed premierą wydawnictwo uznało oryginalny tytuł mojej książki za niehandlowy i musiałam na szybko wymyślić nowy. Musiałam wybrać, czy upieranie się przy poprzednim tytule i stawianie na swoim ma sens. Powalczyłam więc trochę, lecz gdy okazało się, że zapisy umowy nie działają na moją korzyść, zmobilizowałam się i wymyśliłam nowy tytuł. To też był mój wolny wybór, choć nieco pod przymusem, i teraz jestem dumna i szczęśliwa, że książka nazywa się „Dzisiaj należy do mnie”. Z bardzo ważnym przesłaniem i podtytułem, że „to, co wydaje się końcem, jest zarazem początkiem”. Bo wolność to także nasz świadomy wybór, żeby rzeczy nieistotne ignorować. To przecież drobiazgi, nieistotne detale… Jednak, żeby ten poziom wolności osiągnąć, najpierw musimy odkryć to, co naprawdę jest dla nas ważne, najważniejsze. Wiedzieć o co chcemy i będziemy walczyć zawsze, do końca.
(P): Wrócimy proszę do książki. „Dzisiaj należy do mnie” to, moim zdaniem, bardzo dojrzała lektura. Patrząc przez pryzmat doświadczeń głównej bohaterki, przez pryzmat doświadczeń poszczególnych postaci, odnosi się wrażenie, z resztą tak, jak podkreśliła to Nina Kowalewska – Motlik, książka zachęca do refleksji nad życiem, do refleksji nad konsekwencjami dokonanych przez nas wyborów. Gdybym poprosiła Ciebie Agnieszko, w kontekście Twojej książki, o jedną wskazówkę, jedną myśl, dla młodych pokoleń – co by to było?
(O): Myślę, że młode pokolenia same muszą się nauczyć na swoich błędach i nie będą chciały słuchać żadnych wskazówek. Oni przecież i tak wiedzą lepiej od nas 😉 I może dobrze, bo przecież my byliśmy dokładnie tacy sami! Jedyne co możemy zrobić to dawać im przykład swoim życiem, pokazywać w praktyce, jak wybiera się wolność, a nie tylko o niej mówić… Warto ich także zachęcać, żeby zawsze szukali tego, co dla nich jest najważniejsze, i że to nie musi być to samo dla każdego! Żeby nie wskakiwali w pomysły i projekty innych tylko dlatego, że znany internetowy celebryta ogłosił w mediach społecznościowych, że to jest cool. My nie jesteśmy zupą pomidorową, nie każdy musi nas lubić, ale my powinniśmy lubić siebie. Żeby potrafić zaakceptować siebie nie dla jakiejś wyższej idei, ale z bardzo prostego i praktycznego powodu: my jesteśmy ze sobą przez całe nasze życie. Gwiazdy rocka, aktorzy, youtuberzy czy inni guru, których podziwiany, przyjdą i odejdą, a po nich pojawią się nowi bohaterowie, a my zostaniemy. Sami ze sobą, razem przez całe życie…
(P): „Dzisiaj należy do mnie” to jedna z tych książek, dla których rzuca się wszystko i gdzie nie można doczekać się wieczoru! I z niecierpliwością czekam na kolejne Twoje książki! Czy zdradzisz proszę, nad czym teraz pracujesz?
(O): Pracuję obecnie nad dwoma pozycjami, w tym nad książką „Wzór na szczęście, czyli jak odnaleźć siebie w sobie”. Inspiracją do niej były rozmowy z uczestnikami warsztatów rozwojowych, które prowadzę. Okazuje się, że coraz więcej nas – także tzw. ludzi sukcesu i bardzo często kobiet, zaczyna się gubić w otaczającej rzeczywistości, w wyzwaniach i oczekiwaniach. Chcemy być najlepsi we wszystkim co robimy, w życiu zawodowym i prywatnym skończywszy, ale nam się to nie udaje… Na rynku pojawiło się więc wiele poradników, które oferują niezawodne metody, jak osiągnąć szczęście i sukces. Niestety, robimy te wszystkie magiczne sztuczki zalecane przez amerykańskich, japońskich czy polskich guru i nic – swojego szczęścia nie znajdujemy i gubimy się jeszcze bardziej. Czujemy się coraz bardziej samotni i sfrustrowani, i zaczynamy winić siebie, że innym się udało, a im nie wychodzi… Dlatego moja książka jest prosta i szczera. Nie narzuca żadnej teorii i nie wmawia nikomu, że „the sky is the limit”, że możemy wszystko i tylko niebo nas ogranicza! Wprost przeciwnie, chcę pokazać, że nie ma jednej gotowej recepty na szczęście, bo każdy z nas jest inny i każdy ma prawo dokonać swojego wyboru. Moja opowieść jedynie podpowiada jak i gdzie szukać, żeby odnaleźć siebie w sobie i to, co jest dla nas najważniejsze. Dla NAS, a nie dla gwiazdy rocka, znanego kucharza, piosenkarki czy założyciela koncernu telefonicznego, jednak to, co każdy z nas odnajdzie, będzie zależeć tylko i wyłączne od niego. Bo to przecież nasze życie ma być szczęśliwe! Pracuję też nad ciągiem dalszym opowieści o niezwykle interesującej rodzinie, znanej Czytelnikom z „Marzeń z terminem ważności”, ale kiedy te książki zostaną wydane, nie potrafię jeszcze powiedzieć. To jest właśnie ten element wolności, który w tym momencie nie do końca leży w zakresie moich kompetencji. Jednak zdania nie zmieniam – nadal czuję się wolna, bo gdy ten konkretny brak swobody zacznie mnie mocno uwierać – wiem, że dam sobie radę i znajdę inne rozwiązanie. To właśnie w „Marzeniach” napisałam, że „chociaż nie zawsze mamy wpływ na to, co dzieje się wokół nas, to my – i tylko my decydujemy, jak się wtedy zachowamy”. Coś nieprzewidzianego zawsze może zdarzyć. Nawet jeśli napiszemy sobie szczegółowy plan działania nadal pewnych rzeczy nie przewidzimy, bo na przykład spadnie deszcz. Albo nasza firma połączy się z inną, a dziecko zachoruje właśnie wtedy, gdy mamy ważną konferencję. Na to wpływu nie mamy, lecz decyzja czy wybierzemy śmiech czy płacz, działanie zamiast bezczynnego narzekania, – to zależy już tylko i wyłącznie od nas. Dla mnie to jest właśnie kwintesencja wolności, której każdemu z nas gorąco życzę. Pamiętajmy, że prawdziwa siła i moc jest w nas. Wolność także. To w nas musimy jej szukać, nie gdzieś tam, na zewnątrz… Pamiętajmy także o innych i o ich wolności. Ostatnio, miałam na ten temat inspirująca rozmowę z moim jedenastoletnim synem, od którego uczę się nieustannie.
– To co, synku, pójdziesz z tatą? – zapytałam retorycznie.
– Pójdę – odpowiedział krótko Antek, po czym dodał: – Przecież dobrze wiesz, że nie mam wyboru.
I ja teraz już wiem, że jeśli naprawdę chcę być wolna, muszę również zaakceptować to, że inni mają swoje prawo do wolności, do własnego wyboru, którego ja nie muszę rozumieć. Bo wolność jest trochę jak kij, też ma dwa końce ?
(P): Agnieszko, wiem, że wybór wolności, realizacja marzeń też mogą być czasochłonne. Dlatego bardzo dziękuję, że znalazłaś czas i zgodziłaś się wziąć udział w moim Projekcie. Nie ukrywam, że zarówno Twoja osoba, jak i Twoje książki są dla mnie wyjątkowe i bardzo inspirujące, a „Dzisiaj należy do mnie” jest mi bardzo bliskie pod wieloma względami. I mam w niej nawet swoją ulubioną postać. Jeszcze raz bardzo dziękuję!
Rozmowę prowadziła Anna Buczyńska Borowy
O Autorze
Agnieszka Dydycz, pisarka z wyboru, finansista z wykształcenia, certyfikowany tutor, mentor i coach. Przez lata pracowała w banku Citi Handlowy, gdzie robiła tzw. karierę. Była członkiem Rady Nadzorczej KDPW S.A., a także Zarządu Fundacji Kronenberga. Współtworzyła wiele produktów bankowych, regulacji prawnych, a także inicjatyw, w tym promujących kobiecy mentoring i networking. Założyła i od lat prowadzi Fundację Pomóżmy Dzieciom, która daje dzieciakom szansę na lepsze życie. Autorka inspirujących i niebanalnych książek dla dorosłych: „Z pamiętnika masażysty, czyli nic, co ludzkie nie jest mi (już) obce”, „Człowiek zawsze kicha dwa razy. Masażysta też” oraz „Dzisiaj należy do mnie”, a także książki dla dzieci „O Wojtku z planety Uran”, którą napisała wraz z synem.
Więcej o Autorce na www oraz w mediach społecznościowych: http://www.agnieszka-dydycz.com, https://www.facebook.com/AgnieszkaDydyczAutor/
Zdjęcia: Zofia Nowaczyk, Agnieszka Dydycz


